VrooBlog

VrooBlog

Do widzenia?

czwartek, 19 sierpnia 2004 12:41

… nigdy choćby przez moment nie myślał poważnie o samobójstwie. Możliwość odebrania sobie życia, nawet w chwili najczarniejszego doła bawiła go swoją absurdalnością. Traktował ją jako objaw ostatecznego egoizmu, przegraną w najgorszy możliwy sposób, stchórzenie przed najważniejszym egzaminem. Samobójcami gardził, podobnie jak to robiono jeszcze kilkadziesiąt lat temu, chętnie by chował ich wraz z mordercami, poza obrębem cmentarzy. Tym bardziej, że byli to ludzie wartościowi, którzy mogli zrobić dla świata wiele pożytecznych rzeczy. Masowe samobójstwa dresiarzy powitałby z niejaką sympatią, jako poprawienie materiału genetycznego narodu.

Co więcej, samobójstwo stało w jawnej sprzeczności z jego najważniejszą motywacją do życia – ciekawością. Jakkolwiek źle by nie było, to na pewno będzie ciekawie.

Inne sprawa z samobójstwem internetowym. Widział to już parokrotnie. Ktoś znika z sieci. Najczęściej nie jest to od razu widoczne. Po prostu ktoś w pewnym momencie przestaje pisać, jego skrzynka odbija maile, stron nikt nie uaktualnia. Znał jego nazwisko, ba – rozmawiał z nim wielokrotnie w realu na spotkaniach klubowych. Co z tego? Nie ma adresu, nie ma człowieka, szukaj wiatru w polu. To nie do końca prawda. Kiedyś wytropił takiego uciekiniera, który zaraz przed zniknięciem wyrolował parę znajomych osób. Znalazł jego adres domowy, telefon, sprawa skończyła się w całkiem nieinternetowym, lubelskim sądzie grodzkim. Ale był pewien, że nikt jego samego tak gorliwie szukał nie będzie.

Znał przyklady spektakularne. Usenet huczał od plotek, gdy przez dłuższy czas nie pisali tacy ludzie jak Ekspert czy Tomasz Surmacz, albo Lucyfer (inna sprawa, że za niektórymi, typowymi trollami, trudno było tęsknić).

Co dzieje się w umysłach ludzi, z których wirtualnego świata ktoś znika? Czy cierpią podwójnie? Raz z samego faktu niepojawiania się w sieci. Dwa, z niepewności, co w realu spowodowało zniknięcie? Psychologowie nazywają taką sytuację „black hole experience”. Ciemność, widzę ciemność. Gniew, bezsilność, frustracja. Na to nakłada się sama natura sieci, która po prostu może nie działać jak należy. Może zwyczajnie maile nie dochodzą? Albo komputer mu się zepsuł? Albo TPSA odrzuca połaczenie? Zestaw uczuć jakie takie samobójstwo internetowe może wywołać jest więc szeroki, co podnosiło jego atrakcję.

Co więcej, jeśli się spodoba, będzie można je powtórzyć… Nowy nick, nowe adresy, niechby i nawet nowy numer telefonu.

Zastanawiał się wielokrotnie nad oprawą takiego samobójstwa.
To, że odejście powinno następić z hukiem, nie podlegało dyskusji.
A więc na znajomych forach dyskusyjnych wykasować wszystkie wiadomości. Zlikwidować publiczne konta pocztowe, gadu-gadu, tlen, icq, skype. Założyć killfile na wszystkich z książki adresowej. Niech im odrzuca wiadomość, że w dniu 19 sierpnia 2004 taki aka taki zniknął. Na stronach www pozostawić czarne tło z wiele mówiącym cytatem. Może tak jeszcze pomanipulować poczuciem winy? Odczucie, że to „przeze mnie” ktoś zniknął jest wyjątkowo paskudne.

W tym momencie pojawiał się przed nim dylemat na miarę Tomka Sawyera. Czy i jak blisko podglądać własną śmierć? Wejść anonimowo na czata i słuchać domysłów? Co, jeśli żałobnicy znajdą adres domowy, o telefon zupełnie łatwo.
I czy w pewnym momencie zmartwychwstać? I jak się wtedy wytłumaczyć? „To z was się śmieję” jest jedną z możliwych opcji. Ale można też powrócić ze szpitala, mieć odłączoną sieć, przeprowadzić się gdzieś… Sprawdzajcie sobie to do woli.

Czy byłby jednak do tego zdolny? Ciekawość utrzymywać może także przy tym internetowym życiu.

Zwykle myśl o internetowym samobójstwie tak go rozpalała, że zapominał wcześniejszego doła i wracał do zaplanowanych zajęć. Tak było i tym razem. It’s a real world after all.

[update z 30 sierpnia: ten tekst jest częściowo fikcją. Przeczytaj mój komentarz.]

Komentarze

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. wielbuondek

    kiedy czytam o tym, że ktoś może z pogardą traktować (zarówno niedoszłych jak i „doszłych”) samobójców, to aż mnie skręca w środku. to przerażające, jak ludzie potrafią nie rozumieć innych ludzi, jak pokracznie potrafią odczytywać znaki, które ktoś im daje.

    co do samobójstwa internetwego – dla mnie najgorszy jest ten element „co się mogło stać w realu…”. fajny artykuł o tej black hole.

  2. Szara

    Ptaszku, bo nie Ptaśku przecież, znałam kilka osób z autentyczną depresją, sama też zaliczyła i tą jednostkę chorobową (z powodu zaburzeń hormonalnych, wirusa i wielu innych powodów). Najgorszemu wrogowi nie życzę, kiedy budzisz się rano, masz wszystko, a i tak nie chce Ci się żyć, więc strzelasz sobie w łeb za każdym razem w inny sposób.

    Próby samobójcze nie zawsze wynikają z młodzieńczej emfazy i chęci zwrócenia na siebie uwagi. Czasem to efekt nieuleczalnej choroby, bo brak chęci do życia nie jest normalny.

  3. Kamyk

    Uważam, że jak o wszystkim, autorytarnie można się wypowiadać, jeśli przezyło się stan bliski opisywanego. Czy to realnego, czy to blogowego, czy też jeszcze innego… Jeśli się nie stało na skraju przepaści, to słowa krytyki mogą być tylko żałosną próbą zwrócenia na siebie uwagi…
    Tak mi się wydaje – po tej stronie monitora…

  4. basia

    internetowe samobojstwa sa proba: a)odciecia sie b)odrodzenia c)narodzin d)lapania kontaktu z rzeczywistoscia (…) i jak kazde, moga byc altruistyczne/egoistyczne. albo jeszcze inaczej: dla siebie lub wbrew sobie.

  5. Vroobelek

    Ten tekst to częściowo efekt pustej przedpołudniowo głowy. Musiałem coś napisać, żeby się odblokować. Parę pomysłów było czysto fikcyjnych, również miala na to wskazywać trzecia osoba. Przepraszam, że nie zaznaczyłem tego dobitniej. Przykro mi, że potraktowaliście go tak powaznie.

    -> Wielboundek, Szara
    Ależ pogarda nie oznacza braku zrozumienia i współczucia. Zbrodnia na sobie razi mnie swoją bezsensownością, ten kto tak zrobił, postąpił źle i głupio, nawet jeśli doprowadziła go do tego choroba.

    -> Kamyk
    To, czy przeżywałem taki stan (w realu) czy nie jest – wybacz – moją osobistą sprawą. Ten blog tak osobisty nie jest i niech tak zostanie.

  6. Kamyk >> Vroobelek

    Wybaczam – bo i słowa miały być ogólne, do tekstu. A nie do Ciebie ;o) Nie oczekuję niczego, nie chcę też włazić w butach na biały dywan… Ot, może niefortunne sformułowanie. Jeśliś urażony – przepraszam ;o)

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: