VrooBlog

VrooBlog

Czas i pieniądze

poniedziałek, 15 listopada 2004 10:28

Pojawiła się propozycja wspólnego wyjazdu paru osób. Ale koleżanka mówi, że z nami nie pojedzie. Mało zarabia, ma wydatki, zbiera na wyjazd zagraniczny itd. Niewiele się namyślając proponuję jej pożyczkę, zwróci kiedy będzie jej pasowało. I tu kolejne bariery. Opór przed tym, że trzeba oddać? Że będę oczekiwał jakiegoś rewanżu? Że będzie ode mnie uzależniona? Nie chodziło o wielką sumę, może 200 złotych. Więc gotowy byłem nawet nie traktować tego jako dług, ważniejsze, abyśmy po prostu byli tam wszyscy. Jednak nie.

Dlaczego tak często bezczelnie prosimy kogoś o poświęcenie im czasu, ale nigdy nie przyjdzie do głowy, żeby poprosić o pieniądze? Kiedyś na grupie Sens, niejaka WL napisała:

Czasami daje czas w prezencie – ale mam tylko
24 godziny na dobe wiec jest dla mnie OGROMNA
wartosc w kazdej minucie. Nawet jesli stac
mnie na to by nic nie robic albo by troche czasu
po prostu *wydac* – tez pamietam ze jest to wartosc
ktora juz poszla i nigdy nie wroci.

Inny fenomen. Dlaczego tak łatwo przyznajemy się, że brakuje nam czasu, a do braku pieniędzy to tylko w szczególnych sytuacjach. I zgadujmyż czy ty dziewczyno zamawiasz soczek bo lubisz, czy dlatego że o połowę tańszy niż piwo?

Komentarze

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS

  1. Sil

    Sądzę, że to kwestia wychowania… Pamietam czasy, kiedy niektórym ludziom było wstyd się przyznać do swojego ubóstwa finansowego. To pokolenie wolało udawać przed innymi ludżmi, że wszystko jest w porządku, niż przyznac się do braku pieniędzy. Brak pieniędzy, w ich pojmowaniu mozna było odczytać jako: wstyd, ponizenie, hańbę. Być może w owych czasach, status majątkowy miał zaświadczyć o ich małej wartości, braku umiejętności zapracowania na siebie i rodzinę. W dzisiejszych czasach łatwiej, niz kiedyś przyznajemy się do naszych porażek i do braku pieniedzy, ale gdzieś tam wewnątrz nas tkwią schematy, które włozyli nam do głów rodzice i starsze pokolenie.

  2. Vroobelek

    W moim przypadku, tak, kiedyś trudno było mi się przyznać, że jednak inni mieli lepsze komputery, ubrania, mieszkali w willach, już w połowie liceum zajeżdzali pod szkołę samochodami. Po jakimiś czasie zaakceptowałem to, że przecież każdy startuje z innego poziomu. Gdy ja będę zarabiał na mieszkanie, to kolega będzie stawiał drugi dom – tyle, że pierwszy postawili mu rodzice. Ale pozostaje mi satysfakcja, że biurko przy którym siedzę, komputer na którym piszę, słuchawki Sennheiser z których słucham Talking Heads – to wszystko jest efektem mojej pracy. I śmiało, bez krygowania powiem że, jednak na te restauracje mnie nie stać.

    Zaakceptowanie tego, że się różnimy materialnie wyleczyło mnie też ze ściśle „materialnych” celów w życiu. Jeśli za cel postawię sobie posiadanie X, to automatycznie określam się jako gorszy od tego, który dostał od tatusia 3X. Dopiero gdy ten X będzie służył do osiągnięcia innego celu to mam prawo mówić, że X uczyni mnie szczęśliwym…

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML.


Jak stąd uciec?

Najedź kursorem nad linka aby przeczytać opis...

Moje - prywatne: